Polscy podatnicy z reguły dość nerwowo reagują na głoszone przez poszczególne ekipy rządzące hasła dotyczące pomysłów na uproszczenie formalności i ułatwianie życia przedsiębiorcom. Każde dziecko w Polsce wie, że po takim uproszczeniu i ułatwieniu wszystko staje się pięć razy bardziej skomplikowane, a przedsiębiorcy przez kilka miesięcy czują się jak bokser po nokdaunie, zanim nie przywykną do nowych zasad (a jak już przywykną, zwykle pojawiają się pomysły na kolejne upraszczanie i ułatwianie). Niczym w „Roku 1984” George’a Orwella, słowa są tu czymś w rodzaju zasłony dymnej: ich słownikowe znaczenie ma za zadanie zamaskować faktyczny charakter podejmowanych działań, uspokoić i wprowadzić adresatów przekazu w dobry nastrój, zanim odczują skutki podjętych działań. Nie jest to jednak typowo polski wynalazek – podobnym chwytem posłużyły się władze Unii Europejskiej, wprowadzając do obiegu prawnego instytucję odprawy celnej w procedurze uproszczonej.
Jak podaje strona podatki.gov.pl „pojęcie „procedura uproszczona” jest ogólnym określeniem. Używa się go wtedy, gdy mowa o różnych ułatwieniach w realizacji zgłoszeń celnych.” Uproszczenia związane z obejmowaniem towarów procedurą celną są określone
w tytule V kodeksu i obejmują:
Zastosowanie wszystkich powyższych uproszczeń wymaga uzyskania pozwolenia.
Jak podają wytyczne Komisji Europejskiej (Taxud/A2/026/06/2018), „przedsiębiorcy stosujący uproszczenia zyskują następujące potencjalne korzyści:
Proszę zwrócić uwagę na ten mętny język: co właściwie oznacza „zaspokojenie konkretnych potrzeb związanych z przepływem i rodzajami zgłoszonych towarów” albo „uwzględnienie konkretnej organizacji działalności gospodarczej przedsiębiorcy” ? Jak się później okaże, te sformułowania jak z „Poradnika akwizytora”, nie są przypadkowe – ktoś nam tu próbuje wcisnąć wątpliwej jakości towar, za to za ciężkie pieniądze…
Klienta interesuje zwykle najbardziej, ile za dany towar będzie musiał zapłacić. Sprawdźmy więc, jakie koszty będzie musiał ponieść przedsiębiorca planujący skorzystanie z procedury uproszczonej, o której mowa w art. 182 UKC („wpis do rejestru”):
Jak łatwo policzyć, w ramach „upraszczania”, przedsiębiorca, który chce korzystać w pełni z procedur uproszczonych w wywozie i przywozie, już na dzień dobry jest zmuszony do złożenia do organów celnych SIEDMIU niezależnych wniosków. Do wniosków dotyczących zabezpieczeń generalnych musi jeszcze dodatkowo uzyskać tzw. „zobowiązanie gwaranta”, czyli coś w rodzaju gwarancji banku lub firmy ubezpieczeniowej, potwierdzającej, że dana instytucja wyłoży za swojego klienta odpowiednią kwotę dla organów celnych, w przypadku, gdyby okazał się on niewypłacalny, lub po prostu migał się od uregulowania swoich zobowiązań względem organów celnych. To kolejna droga przez mękę, ponieważ, dziwnym trafem, w ciągu 6 lat od wejścia w życie nowych regulacji prawnych, banki i ubezpieczyciele nie zauważyli jeszcze, że organy celne bardzo rygorystycznie egzekwują odpowiednie zapisy w zobowiązaniach, nie są skłonne do żadnych ustępstw i konsekwentnie odrzucają zobowiązania, w których zmieniono choćby jedno słowo lub jeden znak przestankowy – do czego z kolei rzeczone instytucje mają jakieś wrodzone inklinacje, bo nie zdarzyło się chyba jeszcze, żeby jakiś bank lub ubezpieczyciel z własnej i nieprzymuszonej woli podpisał zobowiązanie dokładnie w takiej formie, w jakiej organy celne życzyłyby sobie je otrzymać.
Jakby tego wszystkiego było mało, do wniosków o wydanie pozwoleń na stosowanie zabezpieczeń generalnych należy dołączyć tzw. „kwestionariusz samooceny”, który dla przeciętnego przedsiębiorcy sam w sobie stanowi nie lada wyzwanie; zaś podane w owym kwestionariuszu fakty i dane są weryfikowane przez organy celne w drodze specjalnego audytu.
Oczywiste jest, że człowiek, który sprostał tym wszystkim wyzwaniom, spodziewa się
w zamian odpowiednich gratyfikacji; a biorąc pod uwagę stopień trudności, wyznaczony przez Komisję Europejską, nawet niegraniczony dostęp do ogrodu Dżanna oraz ustawowych 72 hurys nie byłby tu bynajmniej przesadą. Tymczasem… proponowany przez organy celne deal odpowiada raczej propozycji podsumowanej w „Ogniem i mieczem” słowami Bohuna:
Przede wszystkim, korzystanie z procedur uproszczonych jest obwarowane różnego rodzaju wyłączeniami. Część z nich wynika bezpośrednio z polskiego ustawodawstwa, np. zgodnie
z art. 7c ust. 2 ustawy o podatku akcyzowym procedur uproszczonych, o których mowa w art. 166 i 182 UKC, nie stosuje się (z pewnymi wyjątkami) w odniesieniu do alkoholu etylowego oraz paliw silnikowych, zaś odprawa scentralizowana w ogóle nie może być stosowana
w przypadku jakichkolwiek wyrobów akcyzowych (art. 7c ust. 1). Organy celne, wedle własnego widzimisię dopisują także określone ograniczenia do konkretnych pozwoleń, wydawanych wnioskującym podmiotom. Ograniczenia te mogą dotyczyć np. zakazu dokonywania odpraw celnych po godzinach pracy odpowiedniego organu celnego, zakazu odpraw konkretnych towarów itp. Z unijnych przepisów wynika też wprost zasada, że w przypadku procedur specjalnych, posiadaczem pozwolenia na procedurę uproszczoną musi być ten sam podmiot, który korzysta z pozwolenia na procedurę specjalną.
Wydając pozwolenie dot. art. 182 UKC, organy celne określają również czas, po którym,
w przypadku braku reakcji urzędu celnego, towar zostaje „z automatu” objęty wnioskowaną procedurą celną (czyli czas, który posiadacz pozwolenia musi „odczekać”, żeby dać organom celnym możliwość reakcji – np. przeprowadzenia rewizji celnej). Czas ten jest określany arbitralnie w pozwoleniu i zwykle waha się pomiędzy 30 min. a 2 godzinami. Pełna odprawa celna składa się z 2 etapów: zamknięcia procedury tranzytu oraz dopuszczenia do obrotu, co daje nam łącznie od 1 (2 x 30 min.) do 4 godzin (2 x 2 godz.). Tymczasem w wielu polskich CUDO („CUDO” = Centrum Urzędowe Dokonywania Odpraw) odprawa standardowa all in trwa krócej niż godzinę, zaś limit 4-godzinny może być atrakcyjny chyba tylko w porównaniu do tempa pracy CUDO w Pruszkowie.
No i – last but not least – warto zadać sobie pytanie, dla kogo ta „procedura uproszczona” jest naprawdę „uproszczona”. Na pewno nie dla posiadacza pozwolenia (czyli zwykle agencji celnej), która de facto jest zmuszona dwukrotnie deklarować te same dane: raz w formie „wpisu do rejestru”, a następnie w postaci „zgłoszenia uzupełniającego”. Chyba raczej nie dla organów celnych, które również dwukrotnie muszą te same dane przyjąć i przerobić. Do tego posiadacz pozwolenia musi prowadzić stosowne ewidencje, a organy celne muszą je choćby dla przyzwoitości od czasu do czasu skontrolować.
Dla obu tych instytucji tytułowe „uproszczenie” oznacza tylko i wyłącznie zwiększoną ilość pracy i formalności do wykonania.
Oczywiście nie zamierzamy wylewać dziecka z kąpielą i forsować tezy, iż procedury uproszczone są do niczego nieprzydatne. Przeczy temu również niejako samo życie: w czasach, kiedy jeszcze dane statystyczne dotyczące pracy organów celnych nie były utajnione, statystyki wskazywały, iż ponad 60% odpraw dokonywanych było w Polsce w procedurze uproszczonej, zaś miejsca uznane funkcjonowały w owym czasie w 2272 lokalizacjach, w porównaniu do zaledwie 97 wewnętrznych oddziałów celnych (2015 r.).
Procedury uproszczone są szczególnie potrzebne tam, gdzie miejscowe CUDO – jak w Poznaniu – pracuje jedynie w dni powszednie od 7.30 do 15.30, albo gdzie do najbliższego oddziału celnego trzeba odbyć stukilometrową podróż (w dodatku nierzadko w kierunku przeciwnym niż wskazuje na to najkrótsza trasa przejazdu).
Potrzebne jest jednak ograniczenie uciążliwości, związanych z ubieganiem się o odpowiednie pozwolenia, a także przyspieszenie procedur związanych z rozpatrywaniem wniosków, które obecnie są procedowane zgodnie z art. 22 ust. 3 UKC, który mówi, iż „właściwe organy celne wydają decyzję, (…) niezwłocznie i nie później niż w terminie 120 dni od daty przyjęcia wniosku (…)”. Skoro polskie organy celne przed majem 2016 r. (czyli przed wejściem w życie UKC) bez problemu mieściły się w 30-dniowym terminie, wymaganym wówczas przepisami Ordynacji Podatkowej, dlaczego obecnie ledwo mieszczą się w terminie 120-dniowym ? Niezręcznie wydawać decyzję po kilkunastu dniach, skoro przewidziano na to 4 miesiące ?
Jak mawiają lekarze: „jeśli pacjent uprze się wyzdrowieć, to medycyna jest bezradna”.
Może zatem spróbujmy „wyzdrowieć” na własnym podwórku – choćby na złość Unii Europejskiej.
Autor: Piotr Sienkiewicz, Dyrektor Zarządzający Rusak Business Services
Powyższy artykuł stanowi skrótowy i niepełny opis tematu.
Jeżeli interesuje Cię profesjonalne wsparcie merytoryczne w powyższym zakresie, skontaktuj się z naszymi specjalistami (tc@rusak.pl) .